Zapomniane państwo minimum. Po co zakaz handlu w niedzielę i płaca minimalna?
Z politycznego słownika zniknął termin: państwo minimum. Państwo, które w myśl zasady pomocniczości nie ingeruje w problemy, które rozwiązać mogą niższe szczeble władzy, np. samorządy, wspólnoty mieszkańców, czy też sami obywatele. Państwo, które nie kłóci się z wolnym rynkiem i indywidulnymi wyborami tylko dlatego, że niby wie lepiej, co dla ludzi jest dobre. Decyzje, jak zwykle, poprzedzone niekończącymi się debatami z zużyciem wyświechtanych argumentów. Poparte grubymi raportami ekspertów, think tanków, stanowiskami związków zawodowych, organizacji pracodawców, episkopatu, badaniami opinii publicznej i sondami ulicznymi, głosami autorytetów od lewa do prawa, sprytnie dobieranymi przykładami państw dobrobytu i trzeciego świata… Pytanie, po co się tym zajmować? Wyobraźmy sobie sytuacje, gdzie wszelkie odgórne regulacje szczebla państwowego nagle znikają.
Donald Trump wycofał blisko setkę rozporządzeń swojego poprzednika, w tym obostrzenia dotyczące bezpieczeństwa w zakresie rozwoju sztucznej inteligencji, to utrzymał…
Publiczna narracja wokół działań klimatycznych sektora prywatnego jest głęboko sceptyczna. Wielu zwolenników potępiło to jako greenwashing, twierdząc, że firmy wykorzystują…
Portal rmx.news, powołując się na Komisję Europejską, twierdzi że Polska ma wkrótce uruchomić 49 finansowanych przez UE Centrów Integracji Cudzoziemców,…