Rynek kapitałowy należy uzdrowić. Pierwszy prezes giełdy mówi nam jak
Podstawowym problemem naszego rynku kapitałowego jest to, że polskie akcje są niedowartościowane, zwłaszcza spółki z udziałem skarbu państwa, które w znacznej mierze przez politykę są notowane znacznie niżej niż ich odpowiednicy zagranicą. Uczestnicy rynku po wyborach podnieśli wyceny największych spółek, mimo braku zmian w realnej gospodarce. Mieliśmy więc w ostatnich tygodniach wzrosty napędzane nadzieją, na to, że te wybory zmienią podejście polityków do rynku kapitałowego i giełdy. Polska polityka gospodarcza w ostatnich latach polegała na tym, że giełda była postrzegana nie jako mechanizm rozwoju gospodarki, ale jako źródło dodatkowego dochodu dla budżetu państwa. Sama prywatyzacja była, jest i będzie kontrowersyjna. Zawsze będzie w ludziach dominowało przeświadczenie, że politycy chcą na niej coś dla siebie ugrać. Natomiast sprzedaż części praw własnościowych do spółek przez giełdę daje czystszy obraz. To przejrzysty proces, pozbawiony układów politycznych. Być może to jest recepta na odpolitycznienie niektórych spółek. Nie ma wówczas miejsca na zarzuty o wyprzedawanie za bezcen majątku narodowego i tym podobne. Jeżeli inwestorzy będą zarabiać, sprzedawać z zyskiem, to zaczną obejmować nowe oferty, ceny akcji wzrosną, emitenci zobaczą, że na giełdzie wciąż można uzyskać relatywnie niedrogi kapitał, którego – co jest istotne – nie trzeba zwracać. Spółka przy upublicznieniu owszem, rozwadnia akcjonariat, ale nie musi zwracać kapitału.
Pozytywne zmiany pojawiły się natychmiast po wyborach. Trump jeszcze nie zaczął rządzić, ale świat zareagował od razu, bo zna jego plan naprawy Ameryki. Ten plan…
Dopiero, co Donald Tusk mówił o repolonizacji polskiej gospodarki. Nie wspomniał ani słowem o tym, dlaczego i czyja to wina, że trzeba ją repolonizować. Bodaj największe zasługi…