Do dziś mam przed oczami potężne bilbordy, którymi w 2021 r. Polska została wprost przysłonięta przez ekipę premiera Mateusza Morawieckiego. „Liczy się Polska. 770 miliardów złotych dla Polski” – krzyczały one na każdym kroku, w każdym, nawet najodleglejszym zakątku kraju, reklamując udział Polski w unijnym Funduszu Odbudowy. W Funduszu, który wypłacać miał i podobno do dziś wypłaca pieniądze pochodzące – co skrzętnie w tych reklamach przemilczano – nie z czyjegokolwiek daru (bo niby z czyjego?), a po prostu, w części – z dodatkowych wpłat dokonywanych do kasy UE przez państwa członkowskie UE (czyli także Polskę, a więc jej podatników), a w części – z kredytu zaciągniętego wtedy po raz pierwszy w historii UE przez UE, a raczej przez Brukselę w imieniu UE; kredytu, który też przecież spłacić będą musiały państwa członkowskie UE (czyli również Polska, a więc jej podatnicy).
Nauczyciele jednej ze szkół w Berlinie wydali surowe ostrzeżenie przed narastającymi problemami, które, jak twierdzą, są zaostrzane przez podejście miasta…
Z powodu kryzysu Covid, który wpłynął na przedsiębiorstwa, a następnie ogólnej stagnacji gospodarczej, wskaźniki pustostanów w biurach gwałtownie wzrosły. Tymczasem…