Urodzony 31 listopada. Dlaczego wszyscy kochali Jana Himilsbacha?

Choć przyszło im żyć w PRL-u, czerpali z tego życia pełnymi garściami i na swoich warunkach. Sławni, kontrowersyjni, często celowo szokowali otoczenie, by zbudować własną legendę. Część z nich umiejętnie kreowała osobisty wizerunek albo poprzez bohaterów swoich książek, którzy stanowili ich alter ego (Hłasko), albo bezpośrednio spisując wspomnienia (Tyrmand). Swoją inność topili w alkoholu, pogrążali się w autodestrukcji, popadali w konflikty z prawem. „Ludzie ich lubili, ponieważ im nie zazdrościli – tak fenomen popularności Jana Himilsbacha i Zdzisława Maklakiewicza wyjaśniał Janusz Głowacki. – Oni niby zrobili karierę, ale widać było, że to nic nie dało, że oni dalej na ekranie i w życiu byli obdarci, zapijaczeni i pożyczali pieniądze. I sfrustrowany naród mógł się z nimi jakoś utożsamiać. I mógł się utożsamiać z ich marzeniami: wygrać parę złotych w lotka i przelatać to samolotem, albo iść do Hali Mirowskiej na rewię japońską, albo upić się kiedyś tak, żeby zapomnieć o milicji i strachu i wywrócić wszystkie pojemniki na śmieci. Poczuć się wolnym człowiekiem”. Na ekranie grali samych siebie, bez żadnych upiększeń i retuszy. Odeszli przedwcześnie, umarli tak, jak żyli, w oparach alkoholu, który towarzyszył im przez lata.

Views: 4
Udostępnij dalej

Podobne wpisy