Od chwili, gdy okazało się, że Donald Trump znokautował Kamalę Harris, obrodziło w naszym kraju „polskimi Trumpami”, a może trafniej (i trefniej) „trumpkami”, czapkujących przed prezydentem-elektem, deklarujących radość z wyniku amerykańskich wyborów i oczekujących, że Waszyngton wesprze ich starania o zdobycie lub utrzymanie rządów nad Wisłą. Równocześnie przedstawiciele tej elity politycznej na prawo i lewo albo ogłaszają publicznie (Andrzej Duda), albo na Downing Street 10 knują stworzenie sojuszu, aby zaprzepaścić planowane przez Trumpa zakończenie wojny ukraińsko-rosyjskiej (Donald Tusk, Radek Sikorski). Jeśli komuś wydaje się, że ekipa trumpistyczna w Białym Domu nie przejrzy tej nieszczerej strategii, to oczywiście jest w błędzie. Donald Trump nie ma i nie będzie mieć wobec Polski żadnych sentymentów. Ma i mieć będzie tylko interesy. Z jego punktu widzenia Polska to mały pionek na szachownicy międzynarodowej, który swoją politykę ma dostosować do polityki mocarstw. Niestety w Polsce jest tłum pociesznych „trumpków”, ale nie ma żadnego polityka-trumpisty.
Wolność słowa jest zagrożona bardziej niż prawdopodobnie kiedykolwiek w historii III RP. Gdy w związku z wygraną w USA Donalda Trumpa szef Facebooka zmienia wajchę i otwarcie…
W oszałamiającej zmianie w amerykańskiej polityce gospodarczej Donald Trump podniósł cła na wszystkie towary. 2 kwietnia, przemawiając z Ogrodu Różanego…
Za nami pierwszy rok rządów koalicji październikowej i zarazem pierwszy rok, kiedy nowo mianowani przez rząd menadżerowie państwowych spółek giełdowych…